W tym momencie liczyło się dla niej tylko: „jak wspaniale to dla MNIE to wygląda”, „jak niesamowicie MI to smakuje”, „jak bardzo uczyni MNIE mądrą”. Wszystko o czym myślała to było jej własne ego. Jej wiara w to, że stanie się podobna do Boga zniszczyła jej życie i wpędziła ludzkość w poważne kłopoty.
5 Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. 6 Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. 7 A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie.
Zbieram się i zbieram, jak to ja. Jak Pan kijem nie popchnie, to samemu z siebie jakoś opornie cokolwiek mi zdziałać. Pokazał Pan, po modlitwie, mojego kierownika, księdza - właśnie się zbieram już chyba z miesiąc. Ale Twym zapytaniem przypomniałeś mi, że to ważne - dzięki. Muszę przyśpieszyć działanie. _____
Jak informuje wydawca, książka „Nie przyszedł do mnie anioł. O życiu, śmierci, Podlasiu i nadziei wbrew wszystkiemu” jest zapisem rozmów Agaty Puścikowskiej z dr. Pawłem Grabowskim, o którym można śmiało powiedzieć, że jest człowiekiem, który nie boi się podejmować rzeczy niemożliwych. To, że zostanie doktorem medycyny
1. Ty, jak Ojciec wiedziesz mnie i chronisz mnie od łez h A D E7 fis D A Ty znasz wszystkie kroki moje, próżny jest mój lęk. 2. Byłem słabym dzieckiem Twym, Tyś mnie w ramiona wziął, Gdy ubogim byłem, Panie, Tyś wzbogacił mnie. 3. Błogosławię Imię Twe i sławię dobroć Twą,
nonton fifty shades of darker full movie sub indo narashika. ….w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy… no, wiesz jacy… nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają dwa razy więcej pokus niż Ty. […] Kilka dni później wyraźny głos w myślach moich powiedział mi: – Idź, przeproś księdza, z którego się wyśmiewałeś. – Panie, o tym też wiesz? Zapytałem. Nie, nie pójdę. Jest mi wstyd iść do niego. Przecież on nie wie, że się z niego naśmiewałem i drwiłem. Nie było go przy tym. – Idź, przeproś księdza. Kilkakrotnie Pan powiedział. Nie dawał mi spokoju. Głos ten słyszałem nawet w łazience. I tam właśnie znowu się zapierałem, że nie pójdę, nie chcę, nie umiem, słaby jestem, wstyd mi iść do prawie nieznajomego księdza i go przepraszać. Jezus bez słów, w myślach, w mojej głowie powiedział. – Jakbyś wiedział, jak mi było wstyd, wisząc na krzyżu. Myślisz, że byłem ubrany? Otóż nie, byłem całkiem nagi. Wstydziłem się, ale zrobiłem to dla ciebie…. Syn umiłowany Chciałbym podzielić się z wami moim świadectwem. Jak to Bóg przyszedł do mnie. Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki, a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk, aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie szukać Go. Często bałem się Boga spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo, jak mi coś będzie kazał zrobić, to będzie się to wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, a wtedy raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat, przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia: ojciec jak pił, tak pije, bieda – jak była, tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko: Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb, Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Komunię Świętą i sakrament bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę chodzi w przyjmowaniu sakramentów. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło, a przynajmniej tego nie odczułem, i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy Świętej raczej myślami, duchowo nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę. Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się, mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał się mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie – zaparłem się Boga. Po chwili pomyślałem, ale „ze mnie żenada”, nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, mam ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za mnie. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (prestiżową, dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w jednej chwili (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy. Aby żyć na dotychczasowym poziomie, postanowiłem rozpocząć własną działalność gospodarczą, zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić z dochodów firmy. Po czasie pieniądze się skończyły, obrót w firmie był marny, ogromny dług został. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka. Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam, drzwi były zamknięte. Po upiciu się, w mojej głowie pojawiały się myśli koszmarnie złe. Zły duch zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem: do niczego, nie kochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu, bez nadziei, że mi odpowie. – Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie jakbym chciał, zawsze pod górę. Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz. Wiedziałem, że nie chcę żyć. Miałem 38 lat (tyle, ile ten człowiek, przy sadzawce Betesda). Była sobota około godziny 23:00. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle – Wszechogarniający pokój… Jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję. Potężny ocean Miłości ogarniał moją duszę i wlewał się do niej. Światłość niepojęta, wszędzie, biała, tak ogromna, że powinna razić, a nie raziła, parzyć, a nie było mi wcale gorąco. Było mi tak dobrze. W życiu nie było mi tak dobrze. Wiedziałem już, moja dusza wiedziała (mimo, że byłem przed sekundą pijany, dusza moja była trzeźwa): To Ty jesteś, Jezu, (stwierdzenie ze zdziwieniem). Istniejesz naprawdę. Pewność, radość. Myślałem, że Ciebie nie ma, może żyłeś kiedyś, ale nie dziś. Nie wierzyłem w Twoje istnienie tu i teraz, wiesz przecież. Już dusza moja wie i pragnie poznawać Ciebie w każdej sekundzie więcej i więcej, chcę o Tobie wiedzieć jak najwięcej, być jak najbliżej Ciebie, w Tobie, poznawać Ciebie. Tu padły słowa, których nie zapomnę do końca życia i jeszcze dłużej. Były to słowa Jezusa: KOCHAM CIĘ (ciepły, męski, spokojny głos). Wielka fala miłości spłynęła na mnie. Poznałem ogrom miłości Boga do mnie. Miłość zalała całą moją duszę. Rozpłakałem się. Łzy wylewały się ze mnie strumieniami (to nie był zwykły płacz, ale rzeki łez). Jezus dał mi zobaczyć swoją duszę. Widzę, stojąc przed Tobą, Jezu, jak nędzna jest dusza moja, jak mała, czarna, skulona, jakby mokra, spleśniała cuchnąca szmata, którą nawet dotknąć przez rękawiczkę bym się brzydził – powiedziałem. Zapytałem Jezusa. – Mnie? Za co mnie możesz kochać? Nędzny, marny jestem, Ty wiesz, jaki jestem. Nie jestem godzien Twojej miłości. Nie jestem godzien kochania. Poczułem uderzenie, strumień miłości bezinteresownej, pełnej akceptacji, bezwarunkowej, za nic, od zawsze i na zawsze. Zobaczyłem małe nierozerwalne strumienie (miłości, opieki) wychodzące ze światła Jezusa do każdego człowieka i poczułem, że Bóg sam opiekuje się każdym człowiekiem i każdego bezgranicznie zna i kocha. Po odczuciu bezwarunkowej wielkiej miłości moje nastawienie do mojej osoby się zmieniło. – Skoro jesteś i mnie kochasz tak wielką miłością i jest mi tak dobrze z Tobą…, to ja już nie chcę sam sobie odbierać życia, nie ma już we mnie takiej woli (jakby nigdy nie było), ale chcę być z Tobą na zawsze, zawsze przy Tobie, zabierz mnie z sobą. Już wiedziałem, że On jest, jest Miłością i najlepiej przecież się zajmie moją rodziną, nie odczuwałem żadnego lęku, żalu, że zostawię bliskich na ziemi. Wręcz przeciwnie cieszyłem się, że Bóg się o nich zatroszczy w najlepszy dla nich sposób. Była chęć odejścia, ale motyw był już inny, nie chciałem odchodzić z tego świata, bo mi tak źle, ale chciałem odejść, bo jest mi tak dobrze z Jezusem. A może nie tyle odejść z tego świata, co wrócić do Ojca, do domu. Bo tam jest mój dom, moje miejsce. Nie jestem z tego świata. Jezus (myśl do mojej duszy. Z Bogiem można rozmawiać bez słów): – Znajdziesz mnie w Kościele i w Moim słowie, nie zostawię cię sierotą, jestem zawsze przy tobie. Teraz wiesz, że Ja jestem zawsze przy tobie i zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał. – Ale w kościele mam Cię szukać? Zapytałem. Ci księża są tacy… no, wiesz jacy… nie lubię ich, denerwują mnie, zawiodłem się na nich. Jezus: Choćby wszyscy kapłani na świecie cię zawiedli, wiedz, że Ja Jestem najwyższym kapłanem, a Ja nigdy nie zawodzę. Za kapłanów się módl, bo są ukochanymi duszami Moimi. Wiedz, że mają dwa razy więcej pokus niż Ty. – Panie, widzę swoją duszę i wiem, jaka jest. Ale stojąc przed Tobą w oceanie Twojego pokoju, miłości i światła, ja, nędznik, chcę być z Tobą na wieki. Prowadź mnie do siebie, do wieczności z Tobą. Nie puszczę Ciebie, będę się trzymał… Twojej nogi. Jakbyś chciał pójść gdzieś beze mnie, nie puszczę Cię, choćby cierpienia moje na ziemi były ogromne, muszę być zawsze z Tobą na wieki, muszę, chcę, pragnę. Jezus nie powiedział mi, że mnie nie zabierze, ale dał mi odczuć, jaki będzie mój największy smutek zaraz przed wejściem do nieba. Poczułem, że będzie to smutek powodowany tym, że tak mało istnień ludzkich doprowadziłem do Boga i na tak mało zaistnień ludzi, dzieci, na tym świecie wyraziłem zgodę. Że moja radość nie będzie pełna, jeśli w niebie nie znajdzie się więcej dusz, które mógłbym przyprowadzić do Pana. Radość nie jest pełna, jeśli nie mamy się nią z kim podzielić. Chciałem, aby jak najwięcej dusz cieszyło się ze mną pobytem w niebie. Spotkanie się zakończyło tak nagle jak się rozpoczęło. Nie wiem, ile trwało? Może sekundę, może dwie godziny. Podczas przyjścia Jezusa, wiem, to dziwne, ale nie było czasu. Następnego dnia rano, gdy wyszedłem na ulicę, patrzyłem na twarze ludzi. Próbowałem w ich spojrzeniach dostrzec informacje, że do nich też przyszedł kiedyś Jezus, bo przecież nie jestem wyjątkowy, skoro był i u mnie, to i u nich na pewno. Miałem przekonanie, że do nich też przychodzi, tylko nie mówią o tym fakcie. Chciałem krzyczeć na ulicy z radości, że Jezus jest. Lecz odwagi mi zabrakło. Wahadełko, które miałem z czasów młodzieńczych i niekiedy z niego korzystałem, wyrzuciłem do kanału ściekowego, czułem, że tam jego miejsce. Zacząłem nosić krzyż na piersi, chodzić do kościoła w niedziele i niekiedy w dni powszednie, szukać Jezusa, szukać rozmowy z Nim, tyle chciałem, żeby mi powiedział, wyjaśnił. Z wielkim strachem poszedłem do spowiedzi, ale była ona bardzo krótka i płytka. O wizycie Jezusa w moim domu i w duszy kapłanowi nawet nie wspomniałem. Znowu strach, że uzna mnie za wariata. Wysłuchałem gdzieś w internecie fragmentów „Dzienniczka” Siostry Faustyny. Każdą niedzielną Mszę (przez 4 lata) ofiarowałem za dusze czyśćcowe i prosiłem świętą Faustynę o obecność przy mnie na każdej Mszy Świętej, gdyż bluźnierstwa w mojej głowie i rozproszenia podczas nabożeństw były bardzo silne. Prosiłem dusze czyśćcowe o modlitwę za mnie. Po około 4 latach od opisanych powyżej zdarzeń, podczas Mszy Świętej chciałem coś ofiarować Bogu, Jezusowi (czułem, że tak mało daje od siebie Komuś, kogo kocham). Zacząłem szukać w myślach, co ja mam takiego najcenniejszego, cóż bym mógł ofiarować. Pierwsza myśl – nic nie mam. Za chwilę przyszła odpowiedź. Życie. Wolną wolę. W głowie pojawiła się myśl ze słowami: życie chcesz oddać, śmieciu? Wolną wolę? Spójrz na świętych, jak oni skończyli, w biedzie, zabici, zagłodzeni w celi, odrzuceni, nie rozumiani przez innych, jeden ukrzyżowany głową w dół. Większości się dobrze nie powodziło. Tego chcesz? Wtedy to właśnie powiedziałem szybko, nie rozmyślając nad złym głosem. – Panie, po ludzku to nic nie mam (sławy, bogactwa, urody, wiedzy, umiejętności, talentu, pobożności), ale to, co mam, to oddaję Tobie. Życie i wolną wolę. Niech się dzieje w moim życiu wola Twoja; co chcesz, to rób. Mam umrzeć dziś – dobra. Mam być kaleką – dobra. Mam zwariować albo być uznany za wariata – dobra. Mam być żebrakiem – dobra. Zgadzam się na wszystko. Niech się dzieje wola Twoja. Niech Twój plan, nie mój, względem mojej osoby się realizuje, bezwarunkowo. Oczywiście, daj, Panie, siłę, abym Twoim planom podołał, nigdy nie zwątpił, z Tobą wszystko mogę. Uświadomiłem sobie, że właściwie pierwszy raz prawdziwie się pomodliłem: … bądź wola Twoja… Krzysztof, syn umiłowany Czytaj całość (word): Świadectwo Krzysztofa lub: Uaktualnienie: Krzysztof pisze: Dziękuję za zamieszczenie, proszę tylko dodać jedno zdanie: Po półtora roku urodził mi się syn. Z Panem Bogiem
Zawsze słyszałam, że Bóg jest moim Ojcem i wiedziałam, że jestem Jego dzieckiem. Ale nigdy tego nie czułam. To było jak formułka, którą wklepuje się przed klasówką, rozumiejąc ją nawet, ale nie doświadczając. Jestem dziewczyną, która zawsze starała się wtopić w tłum, być szarą, a najlepiej przezroczystą i niewidzialną. Wszystko dlatego, że uważałam się za gorszą niż inni i nie chciałam, żeby ta moja mała wartość wyszła na jaw. To powodowało, że zamykałam się w sobie, zamykałam się na ludzi. Poza tym byłam zawsze świadoma swojej grzeszności, miałam przed oczami ciężkie grzechy, których się dopuściłam. A najśmieszniejsze jest to, że uważałam przy tym, że jestem blisko Boga. Jeśli mnie ktoś zapytał, kim jest dla mnie Bóg, odpowiadałam, że kochającym Ojcem. A przecież tego nie czułam. W dodatku ja wcale nie wiedziałam, że tego nie czuję – po prostu nie znałam uczucia bycia córką Boga. Czułam wielki ciężar i myślałam, że tak ma być, że trzeba to zaakceptować. Żyłam więc w ciągłym przytłoczeniu i wakacji zdecydowałam się pojechać na oazowe rekolekcje wakacyjne. W jednym z pierwszych dni tych dwutygodniowych rekolekcji przyjmowaliśmy Jezusa, uznając Go za swojego jedynego Pana i Zbawiciela. Uważałam, że w moim przypadku to formalność. Przecież chodziłam do kościoła częściej niż w niedzielę, codziennie się modliłam. A jednak można tak żyć, nie znając Boga. Kiedy rzeczywiście to nastąpiło, kiedy całym sercem i umysłem powiedziałam Jezusowi: rządź mną, prowadź mnie, ogarnij mnie – jesteś moim najlepszym i jedynym Panem i Zbawicielem – łzy oczyszczenia zaczęły spływać mi po twarzy. Poczułam, jak bardzo On mnie kocha – tak bardzo, że nie mogłam w to uwierzyć. Zrobiło mi się wstyd, że Bóg kocha mnie taką słabą i brudną. Przypominały mi się wszystkie moje grzechy – te najgorsze, z których już się spowiadałam, ale chyba nie wybaczyłam ich sama sobie. I na te grzechy, na te wstrętne, grzeszne sytuacje, Jezus nałożył swoją miłość. Dał mi poczucie: „Kocham Cię taką. I wtedy, kiedy grzeszyłaś, też Cię kochałem. Zawsze Cię kocham”. To było wspaniałe, dało mi wolność, radość. Aż bałam się, że to kiedyś zniknie, że wrócę do swojego przytłoczenia i zamknięcia. I wtedy przypomniał mi się cytat z Pisma Świętego, przeznaczony na ten dzień rekolekcji: „Oto stoję u drzwi i kołaczę”… A więc to tak: kiedy ja odejdę, kiedy zamknę drzwi, On będzie kołatał, On mnie będzie szukał…Rzeczywiście. Niedługo po tym wydarzeniu w moim życiu zaszły trudne zmiany. Między innymi opuścił mnie mój tata. Tak bardzo mnie to dotknęło i skrzywdziło, że nie potrafiłam się modlić… Porzuciłam szczerą modlitwę na długi czas. Aż pewnego dnia pojechałam na kolejne rekolekcje oazowe – tym razem weekendowe. Odbywały się pod hasłem: „Miłość i miłosierdzie”. Podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem ksiądz wezwał, żeby otworzyć drzwi swojego serca dla Jezusa. Nie potrafiłam tego zrobić. Czułam, że moje serce jest brudne od grzechu zaniedbania, że jest odrażające, że nie nadaje się dla Jezusa. Mimo wszystko jakaś siła uchyliła te drzwi. W głębi mojej duszy pojawił się obraz: przez bardzo wąski przesmyk uchylonych drzwi do mojego ciemnego serca wlało się światło. Wszystko wyszło na jaw: moja słabość, moje niedociągnięcia – wszystko, co chciałam ukryć przed Bogiem, przed ludźmi i przed samą sobą. I znów doznałam tego uczucia: „Kocham Cię taką, jaką jesteś. Jestem Twoim kochającym Ojcem, a Ty jesteś moją córką – piękną. Będę Cię oczyszczał, żebyś była jeszcze szczęśliwsza. Dla mnie zawsze byłaś i będziesz doskonała”. Bóg przyszedł do mnie ze swoją miłością ojcowską. Po raz pierwszy poczułam, co to znaczy być córką Boga. Okazało się, że wcześniej były to dla mnie puste słowa. Nie miałam pojęcia, jak cudownie jest tego doświadczać. I znów to samo: znów pojawił się strach, że to wspaniałe uczucie kiedyś przeminie, że wrócą szare, trudne dni. Tym razem odpowiedź na mój lęk przyszła w słowach księdza, głoszącego konferencję: „Pielęgnuj intymną więź z Bogiem”. Już wiedziałam – muszę się starać, muszę dbać o to, by być zawsze blisko Niego – nie ogólnie, nie w modlitwach wspólnotowych, ale także samodzielnie. Moja modlitwa znajoma jest tylko mi i Bogu, jest tylko nasza, intymna. On jest moim Ojcem, a ja jestem Jego córką. Przytula mnie i nie wypuszcza ze swoich ramion opublikowane na profilu DA na facebooku,Duszpasterstwo Akademickie św. Anny w Warszawie, 30 marca 2012)
Dzięki za to świadectwo, moje myśli są, były podobne też po ludzku mam "katastrofę" ale dalej chcę żyć i wychwalać Cię Panie, Ojcze nasz umiłowany... Rano oczu mi się nie chce otwierać, lecz Ty Panie je co rano mi otwierasz i czytam takie świadectwo. Bóg zapłać!„We śnieSzedłem brzegiem morza z Jezusem,oglądając na ekranie niebacałą przeszłość mego każdym z minionych dnizostawały na piasku dwa ślady – mój i jednak widziałem tylko jeden śladodciśnięty w najcięższych dniach mego rzekłem:„Jezu, postanowiłem iść zawsze z Tobą,przyrzekłeś być zawsze ze mną;czemu zatem zostawiłeś mnie samegowtedy, gdy było mi tak ciężko?”Odrzekł Jezus:„Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad,ja niosłem ciebie na moich barkach”.
Autor Wiadomość Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Piękno...a raczej Boże Piękno. Stoisz, rozdziawiasz buzię, dusza jest wypełniona Miłością po brzegi i tak można stać i stać w zachwycie się milion lat _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 11:40 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Bóg przyszedł do mnie Dokładnie, ja to określam jako moment gdy czas traci znaczenie. Po prostu jesteś, po prostu doświadczasz, czas nie ma znaczenia. Niestety opisywanie tego komuś kto tego nie doświadczył przypomina opowiadanie niewidomemu o kolorach, jeśli większość jest niewidoma łatwo tego, który mówi, że kolory istnieją i są wszędzie uznać za wariata i rządać dowodów na ich istnienie. Tylko jak udowodnić niewidomemu, że istnieją? Można starać się przekonać, że ma oczy i może je otworzyć a gdy się przyzwyczają do światła i odpowiednio wytrenuje umysł będzie widział kolory. Gorzej gdy widzisz także podczerwień i ultrafiolet _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Cz lip 25, 2019 12:40 Wybawiony Dołączył(a): Cz lis 01, 2018 13:16Posty: 1183 Re: Bóg przyszedł do mnie IrciaLilith napisał(a):(1) kluczem jest to z czym/kim utożsamiał się Jezus, a nie utożsamiał się z jakąkolwiek religią choć przeczuwał jak to się skończy. (2) Ja stawiam Boga na początku i jeśli jest sprzeczność z nauczaniem Kościoła odrzucę nauczanie Kościoła(3) Jezus zawsze stawiał Miłość ponad prawo i tradycje(4) Prawda jest jedna, ale leży poza podziałami i nie należy do żadnej grupy, grupa może pomóc w procesie dochodzenia do Prawdy w sobie, a gdy tego nie robi to wybieram samotną wędrówkę dalej. (5) Zresztą do wiary zmusić się nie można. Zawsze możesz próbować przekonać Boga aby mi powiedział, że akurat Twoja religia jest jedyną prawdziwą.(1) Utożsamiał się że samym sobą, Synem Boga, z Synem człowieczym, z misją, z kt!órą posłał go Ojciec.(2) Ja również, przy czym czekam aż Duch Święty potwierdzi Prawdę w moim sercu poprzez pokój Chrystusowy.(3) Ponad ludzkie prawa i tradycje, bo nigdy nie przeciwstawił Miłości boźemu Prawu.(4) Prawda nie znajduje się w nas dopóty, dopóki nie spotkamy Prawdy, którą jest Jezus Chrystus i nie zamieszka ona przez wiarę w naszych zatem ktoś poszukuje Prawdy w sobie, niezależnie od Chrystusa, to nigdy jej nie znajdzie.(5) Nie wyznaję żadnej religii. Wyznaję Jezusa Chrystusa, Jego śmierć, zmartwychwstanie i powtórne relację z Ojcem i jego Synem, w Duchu Świętym. _________________Wiem, komu zaufałem. Cz lip 25, 2019 13:01 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Myślę, że w takiej formie nie przychodzi do nas często, jeśli w ogóle... z dobroci i miłości do ludzi. Bo wie, że takie przyjście powoduje ogromną tęsknotę za Bożą obecnością i być może ona jest większa niż tęsknota kogoś kto by chciał takiego objawienia doświadczyć. Choć w swojej ludzkiej głupocie i egoizmie chciałbym, aby każdemu tak się pokazał. Nie byłoby pytań, wierzyć nie wierzyć, istnieje, nie istnieje, troszczy się czy nie, kocha czy nie kocha. A przychodzi kiedy hmm...nie ma wyjścia, choć Bóg zawsze ma wyjście. Kochajmy Pana, bo jest dobry i wielkiego Miłosierdzia. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 13:04 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Ja to co naucza Kościół Katolicki, założony przez Chrystusa, przyjmuję w całości. Pamiętając, że zły duch zawsze może ubrać się w płaszcz pokory ale posłuszeństwa, służby... nigdy. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 13:11 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Bóg przyszedł do mnie Wybawiony1. Dokładnie, Jezus nie utożsamiał się z jakąkolwiek religią, czyli dochodzimy do wspólnych A gdyby Prawda była w opozycji do Twoich aktualnych przekonań? 3. Zgadzam się, Jezus stawiał Miłość ponad ludzkie prawa i tradycje. Boże Prawo jest Twoim zdaniem gdzieś skodyfikowane w ścisłych zakazach i nakazach czy dostępne 'w głębi serca' ?4. Nie znajdzie w sobie gdy utożsamia się z swoim ciałem i umysłem, bo oczywiście tam jej nie Nie wyznajesz żadnej religi. A jesteś gotowy napisać to w formie: nie jestem katolikiem, nie jestem chrześcijaninem, nie przestrzegam wytycznych Kościoła, które nie wynikają wprost ze słów Jezusa? Bo to by wynikało ze stwierdzenia, że nie wyznajesz żadnej religii i gdyby było prawdą mielibyśmy identyczne podejście do religii co nie jest prawdą. Czy można być katolikiem nie wyznając religii katolickiej? Krzysztof- czym dla Ciebie jest prawdziwa pokora? Jak ją rozróżnić od udawanej? Czy można okazywać posluszeństwo tylko dla konkretnych korzyści?Czy można służyć komuś nie z Miłości, ale z czystego wyrachowania? _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Cz lip 25, 2019 13:28 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Pokora. Służyć wszystkim umierając dla starego człowieka, dla skłonności które grzech pierworodny spowodował. Odkrywać swoja małość, jednocześnie odkrywać swoja godność dziecka Bożego. Zaakceptować moje ograniczenie, swoja zależność od Boga. Uznać mądrość i 2000 lat tradycji Kościoła który jest oblubienicą Chrystusa, kierowaną natchnieniem Ducha Świętego. Mieć świadomość, że jestem zdolny popełnić każdy grzech, nawet najgorszy a że jego nie popełniam, to tylko łaska Boża. Nie jestem lepszy od innych. Nie odwoływać się do swoich praw przy kontaktach z innymi ludźmi. Świadomość, że życie nie zawsze będzie się toczyć zgodnie z moimi oczekiwaniami ....i dziękować mimo "rozczarowań". Wszystkiego oczekiwać od Boga nie od siebie. Nigdy nie być "pewnym" siebie i swojego zachowania, bo jestem zdolny do wszelkiego zła. Co chcesz, uczyń ze mną Boże. Przyjąć zaproszenie do Komunii z Biogiem mimo swojej grzeszność...z radością. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 14:42 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Można okazywać posłuszeństwo dla konkretnych korzyści. Kierownik - pracownik (wykonanie zadania większa premia). Jazda zgodna z przepisami-brak mandatu. Ad wiary. Oddaje grzechy Bogu, bo chce być świętym i z Nim żyć na wieki Jest moim Zbawicielem. Chcę wypełnić Jego wolę, aby żaden smutek przed wejściem do Nieba mnie nie spotkał (wierzę w Czyściec jako stan) tylko od razu radość. Można służyć komuś nie z miłości np. motywem jest strach przed potępieniem, choć do takiej relacji Bóg nie zaprasza. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 14:53 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Bóg przyszedł do mnie Czym dla Ciebie jest niebo, piekło i czyściec?Dla mnie pokora to złoty środek między wywyższaniem się a samoponiżaniem, to świadomość równości przy równoczesnej różności, ktoś może i w czymś być lepszy lub gorszy, ale jako istoty jesteśmy równi i każda istota zasuguje na taki sam szacunek, nawet gdy jest zachowania zasugują na to także świadomości, że być może wszystkie moje poglądy są fałszywe, że mogę się mylić, że wszystko może być inne niż widzę z obecnego punktu widzenia. To gotowość aby w obliczu Prawdy odłożyć swoje prawdy. _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Cz lip 25, 2019 15:16 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Udawanej pokory po "oczach" u drugiego nie rozpoznam U siebie przez sytuacje, myśli, w których byłem pyszny tak. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 15:20 Wybawiony Dołączył(a): Cz lis 01, 2018 13:16Posty: 1183 Re: Bóg przyszedł do mnie IrciaLilith napisał(a):Wybawiony1. Dokładnie, Jezus nie utożsamiał się z jakąkolwiek religią, czyli dochodzimy do wspólnych A gdyby Prawda była w opozycji do Twoich aktualnych przekonań? 3. Zgadzam się, Jezus stawiał Miłość ponad ludzkie prawa i tradycje. Boże Prawo jest Twoim zdaniem gdzieś skodyfikowane w ścisłych zakazach i nakazach czy dostępne 'w głębi serca' ?4. Nie znajdzie w sobie gdy utożsamia się z swoim ciałem i umysłem, bo oczywiście tam jej nie Nie wyznajesz żadnej religi. A jesteś gotowy napisać to w formie: nie jestem katolikiem, nie jestem chrześcijaninem, nie przestrzegam wytycznych Kościoła, które nie wynikają wprost ze słów Jezusa? Bo to by wynikało ze stwierdzenia, że nie wyznajesz żadnej religii i gdyby było prawdą mielibyśmy identyczne podejście do religii co nie jest prawdą. Czy można być katolikiem nie wyznając religii katolickiej? 2. Prawda zmieniła już wiele moich przekonań, przy czym sama Prawda się nie zmienia, co oznacza, że zmienić może tylko to, czego wcześniej nie Boże Prawo to przykazania miłości Boga i bliźniego, ożywiane w sercu przez Ducha Chrystus jest tylko jeden. Antychrystów jest Nie przestrzegam/nie uznaję wszystkiego, co kłóci się we mnie z wiarą w Jezusa i co odbieram jako nieposłuszeństwo Jego religię rozumiem system praktyk, wymyślonych przez człowieka lub przyjętych od duchów zwodniczych, mających na celu zrobienie dobrego wrażenia na Bogu i osiągnięcie Jego przychylności. Jej przeciwieństwem jest relacja, oparta na objawionej przez Boga Prawdzie. Przy czym Prawda jest tylko jedna i jest nią Jezus Chrystus, Syn Boży. _________________Wiem, komu zaufałem. Cz lip 25, 2019 15:21 krzysztofsyn Dołączył(a): Cz gru 11, 2014 16:12Posty: 52 Re: Bóg przyszedł do mnie Czym dla Ciebie jest niebo, piekło i czyściec? Niebo to radość, mój dom, moje miejsce. Czyściec, stan wielkiej tęsknoty za Bogiem i żal że tak mało się z Nim jednoczyło, kochało, słuchało, wielbiło, tyle razy się krzyżowało. Piekło... świadome i dobrowolne, wybrane przez człowieka wieczne odłączenie od Boga. _________________Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna."Prz 3,5-6 Cz lip 25, 2019 15:28 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Bóg przyszedł do mnie 2. Zgadzam się z tym co napisałeś, ale być może inaczej definiujemy Prawdę, bo dla mnie Prawda to rzeczywistość taka jaka jest, Bóg jest Prawdą, ja niestety znam tylko prawdy subiektywne oraz konsensusowe. Prawda zmienia moje przekonania, ale one nie są Prawdą a jedynie powoli stają się bardziej z nią Pewnie ujęłabym to innymi słowami, ale treść taka sama. Jakim rodzajem prawa są zasady spisane w KKK? Bożym czy ludzkim?4. Co rozumiesz pod pojęciem antychryst? Jakie cechy ma Twoim zdaniem osoba zasugująca na takie ojreślenie?5. Wybawiony, widzę że więcej nas łączy niż się na początku mogło wydawać. Bardzo podobnie widzę religie i też uważam, że jej przeciwieństwem jest relacja i to osobista relacja. Jeśli Prawda jest jedna i jest nią Jezus to czy Bóg i Duch Święty nie są Prawdą? Czy Miłość nie jest Prawdą?Czy rzeczywistość taka jaka jest nie jest Prawdą?Krzysztof - co dla Ciebie oznacza świadome i dobrowolne? Jakiej wiedzy potrzeba aby dokonać w pełni świadomego i dobrowolnego wyboru? _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Cz lip 25, 2019 15:37 Wybawiony Dołączył(a): Cz lis 01, 2018 13:16Posty: 1183 Re: Bóg przyszedł do mnie 3. Z pewnością nie należy ślepo się nimi Antychryst to przeciwnik Chrystusa. Chodzi o Ducha, który albo otwarcie sprzeciwia się Chrystusowi albo próbuje Go zastąpić. Zwłaszcza w tym drugim znaczeniu może wkradać się do Kościoła i odciągać wierzących od Chrystusa. Ktoś, kto temu duchowi się poddał może w mniejszym lub większym stopniu siać zamieszanie i odwodzić od jedynej Prawdy, którą jest Jezus Bóg jest Miłością, Prawdą, Mądrością, Życiem, Sprawiedliwością, Radością, Pokojem... A ponieważ Ojciec, Syn i Duch Święty są tym samym Bogiem....Rzeczywistość, którą odbieramy za pomocą zmysłów nie jest Bogiem. Bóg bowiem jest niezmienny. _________________Wiem, komu zaufałem. Cz lip 25, 2019 16:48 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Bóg przyszedł do mnie Wybawiony, fizyczna rzeczywistość doświadczana zmysłami to nie rzeczywistość taka jaka jest Czyli antychryst aby być antychrystem musi być wewnątrz Kościoła i dawać ludziom namiastkę zamiast Prawdy? To rodzaj podróbki Chrystusa? Osoba, która celowo zmienia sens nauki Jezusa? _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Cz lip 25, 2019 17:16 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
- Żyjemy w czasach, gdy zdjęcia otaczają nas na każdym kroku, tak więc ta forma mojego świadectwa jest odpowiedzią na współczesne czasy - mówi Joanna Bułak. Joanna Bułak postanowiła ewangelizować nie tylko świadectwem, które możemy usłyszeć, ale które też możemy zobaczyć. Stąd powstała wystawa fotograficzna zatytułowana: „Jak Bóg przyszedł do mnie w zdjęciach”, będąca owocem przeżytych Rekolekcji Ewangelizacyjnych Odnowy. Na co dzień Joanna pracuje w przedszkolu i studiuje terapię pedagogiczną. Fotografia to jej pasja, którą realizuje w Studenckiej Agencji Fotograficznej „Jamnik” w Olsztynie. Jednym z elementów REO jest codzienna medytacja słowa Bożego. - Fotografią interesuje się od dziecka, była obecna w moim domu, a teraz chciałam czas REO uwiecznić w obiektywie. Postanowiłam każdego dnia rano robić jedno zdjęcie, a później rozważać słowo Boże i tak zaczęła powstawać wystawa, czego nie byłam świadoma - wyjaśnia. - Pewnego dnia wyszłam rano do sklepu po bułki, wzięłam ze sobą aparat i o godz. 7 poruszona tym, jak słońce oświetla trawę, zrobiłam zdjęcie. Kilka godzin później siadłam do Pisma Świętego i natrafiłam na cytat: „Dni człowiek są jak trawa; kwitnie on jak kwiat na polu. Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie poznaje” (Ps 103,15) - wspomina. Zdjęcie, które jest jej najbliższe powstało następnego dnia. - Bawiłam się kartką, na której był fragment na ten dzień. Kartka ułożyła się w kształt serca, więc chwyciłam za aparat i zrobiłam zdjęcie. Po zrobieniu zdjęcia usiadłam, by przeczytać słowo, a tam: „Gdzie jest skarb twój, tam i serce twoje” - opowiada. Celem przygotowanej przez nią wystawy jest świadectwo spotkania Boga oraz zachęcenie do uczestnictwa w rekolekcjach REO. Składa się na nią 10 zdjęć z fragmentami słowa Bożego. Pierwszy raz można było ją obejrzeć w Ostródzie podczas koncertu ewangelizacyjnego „… by świat usłyszał”. Najbliższe rekolekcje REO w naszej diecezji rozpoczynają się 7 października o godz. 18. w parafii św. Jana Ewangelisty w Bartągu. Więcej o wystawie fotograficznej w „Posłańcu Warmińskim” nr 41/2020. « ‹ 1 › » oceń artykuł
jak bóg przyszedł do mnie